O popędzaniu wieprza
Mieszkańcy naszej wioski Kibeho |
Spacer przez wioskę. Szli gęsiego na wprost nas.
- Ale wielka świnia!
- Która? - pytam zdziwiona, nie dowierzając, że można w taki sposób mówić o
człowieku, nawet jeśli jest nieco, powiedźmy, otyły.
Szli gęsiego na wprost nas: mały Afrykańczyk w rozdartej koszulinie,
wielki czarny wieprz i ojciec (chłopca oczywiście).
Ukryty nieco za chłopcem
wieprz, po chwili wynurzył się w całej okazałości:p
Czasami potrafię się na prawdę zagapić:D
Gdy jest potrzeba mam wiele do
powiedzenia:)
A czasem nie rozumiem siebie:]
Czasem, także tu, jest mi ciężko
ze sobą, bo chciałabym być bardziej wygadana lub ogarnięta.
Ale nie tędy droga:)
Nie można popędzać swojej osobowości jak
wieprza, bo się zaprze i nie ruszy dalej:p
Gdy odpuszczam i pozwalam sobie na
chwilę samotności, ale nie takiej, w której próbuję być inna, tylko
takiej, w której jest mi ze sobą dobrze. Wtedy odpoczywam:)
Generalnie – bardzo
lubię towarzystwo ludzi!!:)
Idziemy dalej przez wioskę.
Dzieciaki wędrują
sobie "samopas". Patrzymy - biegną. Koszulinki rozdarte, ale
buźki uśmiechnięte. Małe brudaski. Zobaczyły abazungu (białych). Podstawowe
pytanie: Czy jesteś Amerykaninem? My, że nie;) Wykręcamy je porządnie,
podrzucamy, bierzemy na ręce, gramy, tańczymy, wreszcie drepczemy kawałek
razem. Nigdzie nie widać matek, które zauważyłyby, że obce abazungu (biali)
"porwały" ich dzieci. Oczywiście wszyscy przechodzący przyglądają się
nam, a niektórzy nawet wiedzą jak się nazywamy! W tej wiosce wieści szybko się
rozchodzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz